B!LIVE: Wratislavia Cantans | Triumf czasu & Kourou

„Spotkajmy się na festiwalu w mieście współistnienia religii i kultur, przeszłości i teraźniejszości”, tak na tegoroczną edycję festiwalu Wratislavia Cantans zapraszał jego dyrektor artystyczny Giovanni Antonini. Z zaproszenia skorzystałem. Jak co roku.

Program 59 edycji festiwalu jest imponujący. Zaproszenia przyjęły takie gwiazdy jak Jean Rondeau, Avi Avital, Julia Leżniewa, Théotime Langlois de Swarte, Pedro Memelsdorff i Arlequin Philosophe, Václav Luks z Collegium 1704, czy Giovanni Antonini z Il Giardino Armonico. Festiwalowe koncerty zaplanowano nie tylko we Wrocławiu, ale też w miastach Dolnego Śląska – Środzie Śląskiej, Bolesławcu, Kłodzku, Nowogrodźcu i Oleśnicy, a także w wielkopolskim Krotoszynie.

A teraz po kolei.

TRIUMF CZASU

Jest w roku kilka wydarzeń, na które czekam miesiącami. Jednym z nich było w tym roku oratorium Il trionfo del Tempo e del Disinganno, HWV 46a Georga Friedricha Händla. To pierwsze oratorium, które Händel skomponował. Powstało niedługo po przyjeździe kompozytora do Rzymu. Wykonano je po raz pierwszy 2 maja 1707 roku w pałacu przy Via del Corso należącym do jednego z rzymskich mecenasów Händla, kardynała Benedetto Pamphiliego. Libretto, którego autorem jest kardynał we własnej osobie, to alegoryczny dyskurs czterech personifikacji: Piękna (Belezza), Przyjemności (Piacere), Rozczarowania (Disiganno) i Czasu (Tempo); uniwersalna przypowieść o ulotności doczesnego piękna, o nieuchronnym upływie czasu, o złudnej naturze rozkoszy.

W Narodowym Forum Muzyki zagrali i zaśpiewali: Il Giardino Armonico oraz znakomici soliści Julia Leżniewa, Anett Fritsch, Lucile Richardot i Krystian Adam Krzeszowiak. Wszystko pod wodzą niezastąpionego Giovanniego Antoniniego. To był jeden z najpiękniejszych koncertów, na których kiedykolwiek byłem. Nieskazitelny. Doskonały.

Orkiestra. Już od uwertury wiedziałem, że będzie stanowić istotny, ważny i piękny element muzycznego przedstawienia. Szczególne brawa należą się koncertmistrzom pierwszych i drugich skrzypiec (Stefano Barneschi i Marco Bianchi). Panowie stanowią bardzo zgrany duet. Uzupełniają się nawzajem, korzystają udanie ze swoich pomysłów interpretacyjnych, ciekawie zdobią linie melodyczne. Uwagę przykuwał też pozytyw. I to nie tylko w sonacie (a właściwie: miniaturowym wirtuozowskim koncercie organowym), ale też w całym przebiegu koncertu, na przykład w nadzwyczaj zdobnym akompaniamencie w arii Piacere „Un leggiadro giovinetto”. Giovanni Antonini umieścił też w grupie bc harfę, która sprawiła, że muzyka była bardzo elegancka. Tam gdzie trzeba harfa dodawała energii, w innych miejscach wprowadzała sporo potrzebnej subtelności.

Julia Leżniewa była gwiazdą koncertu. Nie ulega to żadnym wątpliwościom. Tym razem zaśpiewała partię Przyjemności, co było lekką niespodzianką, bo jedną z jej koronnych ról, także ról do których się przyzwyczaiłem jest Piękno. Dobrze, że tak się stało. Nadało to koncertowi sporej świeżości. Julia Leżniewa jest zjawiskowa. I to nie tylko w ariach. Recytatyw „Questa è la reggia mia” był tak dramatyczny i przejmujący, że na sali zapanowała niezmącona niczym cisza. Czasami publiczność przerywała koncert owacjami. Tak było na przykład po arii „Un pensiero nemico di pace” zaśpiewanej przez Leżniewą niezwyczajnie energetycznie i żywiołowo.

W Triumfie Czasu i Rozczarowania niemal każda kolejna część to perełka. Jest jednak kilka arii naprawdę przebojowych. Jedną z nich jest „Lascia la spina”, której materiał muzyczny został potem wykorzystany przez Händla w arii „Lascia ch’io pianga” w operze Rinaldo. Julia Leżniewa wykonała ją znakomicie. Sporo było w niej kontrastów. Raz delikatna i powściągliwa, raz mocna i dramatyczna. Posągowa.

Najbardziej zapamiętam jednak da capo z arii „Tu giurasti di mai non lasciarmi”. Swobodne i intrygujące. „Nigdy mnie nie zostawiaj albo ból będzie twoją nagrodą.”

Anett Fritsch miała w czwartkowy wieczór najwięcej pracy. Świetnie rozłożyła siły i brzmiała dobrze od początku do końca koncertu. Fritsch jest też znakomitą aktorką. Operowanie ruchem, gestem, rekwizytem jest bardzo wiarygodne i wyraziste. Do niej właśnie, w arii Tu del Ciel ministro eletto, należały ostatnie dźwięki Il Trionfo del Tempo e Desinganno. Jednej z najpiękniejszych arii jakie kiedykolwiek powstały. Tak też zabrzmiała. Śpiewnie i lekko. Wzruszająco.

Lucile Richardot wykonująca partię Rozczarowania jest magnetyzująca. Jej głos (można go chyba nazwać kontraltem) jest ciepły i głęboki. Bardzo przejmujący.

Czas jest nieuchronny i nieugięty. Taki był też w tej roli Krystian Adam Krzeszowiak. Precyzyjny, wyrazisty, dramatyczny. W arii Urne voi, che racchiudete występujących w tekście larw bólu i szkieletów grozy można było niemal dotknąć.

Richardot i Krzeszowiak stanowili doskonałą parę. Dobrze się rozumieli, było to widać. Jak w pięknym duecie Il bel pianto dell’aurora, w których ich głosy połączyły się w spójnej, miękkiej i głębokiej jedności.

Jedno, co zaburzało cudowny czwartkowy wieczór to wyświetlany na ekranach polski tekst oratorium. Pełny przeinaczeń i błędów. Z uporem nazywający Rozczarowanie Prawdą. Il Trionfo del Tempo e della Verità, HWV 46b to podobne, ale jednak inne oratorium. Starsze o całe trzydzieści lat. Choć przyznaję – dzięki uwadze Doroty Kozińskiej – że rozczarowanie też nie oddaje sensu włoskiego słowa disinganno. To raczej pozbycie się iluzji, jak w angielskim tłumaczeniu disillusionment.

KOUROU – W STRONĘ RAJU

Lubię przy okazji festiwalu odwiedzać dolnośląskie miasta. W tym roku poznałem Środę Śląską. Jest piękna!

Pod dyrekcją Pedra Memelsdorffa, wieloletniego członka Hesperion XXI, wybitni soliści oraz muzycy Arlequin Philosophe przypomnieli tragiczne historie Kourou, stolicy kolonialnej Gujany Francuskiej. Były marsze wojskowe, pieśni czarnoskórych mieszkańców sąsiadującego z Gujaną Surinamu oraz msza stworzona dla pracujących we francuskich koloniach niewolników. Wysłuchaliśmy też rekonstrukcji domowego koncertu w posiadłości kolonialnego gubernatora, a na koniec żałobne dzieła François-Josepha Gosseca i André Grétry’ego upamiętniające losy tysięcy migrantów doświadczających tragedii, próbując zrealizować marzenie o lepszym życiu. Klamrą spinającą program był temat z filmu Franklina J. Schaffnera „Papillon” z 1973 roku ze Steve’em McQueenem i Dustinem Hoffmanem.

To nie był koncert. Było to raczej doświadczenie muzyczne. Czy jak opisał to mój muzyczny przyjaciel – misterium. Aktorzy tego przedstawienia przemieszczali się po kościele, grali w przeróżnych konfiguracjach. Z boku, z góry, z dołu. Zewsząd naraz. Była piękna gra i doskonałe śpiewanie. Ale były też szepty, krzyki, dysonanse, muzyka tradycyjna. Był głośno. Bywała też wszechogarniająca cisza. W pewnym momencie z takiej właśnie ciszy wyłonił się jak z nicości sopran Kathrin Hottiger. Mocny, zdecydowany, absolutnie piękny. Publiczność była oczarowana…

No i Théotime Langlois de Swarte. Zachwycił mnie pierwszy raz sześć lat temu na festiwalu Muzyka w Raju. I to wcale nie z powodu brawurowo wykonywanych szybkich części utworów z programu koncertu, a ze względu na klasę, którą pokazał w częściach wolnych. Napisałem wtedy, że „dawno już nie słyszałem tak aksamitnego, ciepłego, miękkiego brzmienia skrzypiec i tak eleganckich, naturalnych, koronkowych i wysmakowanych zdobień.” Pomyślałem też wtedy, że młody francuski skrzypek będzie wkrótce rozchwytywany. I tak się właśnie stało. Théotime Langlois de Swarte zachwyca. Gdy gra, robi to tak lekko, jakby smyczek płynął nad strunami. W czasie koncertu zdarzały się chwile, gdy dyrygent Pedro Memelsdorff dawał młodemu skrzypkowi całkowitą swobodę. Siadał i z iskrą w oku patrzył jak Théotime Langlois de Swarte prowadzi zespół. Jak włada przestrzenią i dźwiękiem w Kościele Podwyższenia Krzyża. Z żarem i pasją.

W tym wszystkim szkoda tylko, że miasta, do których przyjeżdża Wratislavia Cantans są odwrócone tyłem do festiwalu i do przyjeżdżających na festiwal muzycznych podróżników. Środa Śląska to niestety kolejny na to przykład. O czym w szczegółach w innym miejscu. Obserwujcie moje podróżnicze relacje na blogu Bydgoszczanin z miłości.

ALMIRA VERSUS ALMIRA

Wratislavii Cantans towarzyszy Kurs Interpretacji Muzyki Oratoryjnej i Kantatowej. Podsumowaniem pracy młodych śpiewaków jest koncert w czasie festiwalu. W tym roku wysłuchaliśmy wyboru arii z oper Almira, królowa Kastylii Georga Friedricha Händla i Reinharda Keisera powstałych do tego samego libretta zaadaptowanego przez Friedricha Christiana Feustkinga. Na zasadzie porównania zestawiono analogiczne fragmenty tych dwóch kompozycji.

Lubię słuchać młodych artystów. Widzieć ich energię i młodzieńczy zapał. To zawsze doświadczenie inspirujące. Lubię też obserwować potem rozwój ich karier artystycznych. Po sobotnim koncercie będę z ciekawością śledzić artystyczne poczynania Oliwii Ślipek. Wokalistka ma piękny, czysty głos o ciekawej barwie. Jest też uzdolniona aktorsko. Nie mogłem oderwać od niej oczu. Gesty, ruchy rąk, całego ciała były zawodowe. Wiedziałem, że w arii Almiry królowa umiera z zazdrości.

Klasą samą w sobie była orkiestra prowadzona przez Andrzeja Kosendiaka. Nie ma się czemu dziwić, bo w składzie znaleźli się wspaniali instrumentaliści. Miło patrzyło się na grupę basso continuo. Julia Karpeta (viola da gamba), Marta Niedźwiedzka (klawesyn) i Michał Bąk (kontrabas) stanowili zgrany zespół. Precyzyjny a przy tym bardzo swobodny. Świetnie się rozumieli. Było to słychać i widać. Choć wiem z pierwszej ręki, że w tym składzie grali po raz pierwszy. Co jednak najważniejsze, starali się jak tylko mogli pomagać młodym wokalistom.

***

Podczas tegorocznej edycji festiwalu można obejrzeć wystawę „Gorący świat. Wystawa malarstwa z kolekcji Zachęty – Narodowej Galerii Sztuki” z obrazami takich artystek i artystów jak Zofia Artymowska, Roman Artymowski, Jan Berdyszak, Andrzej Dłużniewski, Stefan Gierowski, Aleksandra Jachtoma, Jerzy Kałucki, Robert Maciejuk, Przemysław Matecki, Leon Tarasewicz, Jerzy Tchórzewski i Ryszard Winiarski. Do Wrocławia przyjechały z Zachęty obrazy powstałe w okresie od lat 60. XX wieku do początków XXI wieku przybliżające najważniejsze nurty malarstwa niefiguratywnego w sztuce polskiej. Warto przejść się po wystawie. To także świetna okazja, żeby zobaczyć Narodowe Forum Muzyki z różnych perspektyw.

Na festiwalu miała też miejsce premiera najnowszej płyty NFM. Andrzej Kosendiak i Wrocław Baroque Ensamble zdecydowali się nagrać utwory Mykoły Dyleckiego, pierwszego kompozytora ukraińskiego.darzony międzynarodową estymą. Już jej słucham! Recenzja niebawem.

A teraz czas tylko czekać na następną edycję festiwalu Wratislavia Cantans. Ciekawe, co przygotują organizatorzy na jego szcześćdziesiąty jubileusz…

Zobacz także

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *